Start!

Po latach znów odpalam bloga. Pierwszy post ma z założenia charakter dość losowy – nie chcę go zanadto dopracować, aby chęć trzymania poziomu nie utrudniała regularnych publikacji.

Nie znaczy to wcale, że nie będę się starał. Na pierwszym miejscu stawiam jednak regularność wpisów, by częsta praktyka podnosiła jakość mojego pióra. To główny cel, jaki przyświeca projektowi; jeśli przy okazji znajdzie on swoich odbiorców – tym lepiej.

Nie czekałem, aż nagromadzę pomysły na posty, choć kilka ich mam. Przede wszystkim jednak teksty karmić się mają dniem powszednim i przygodami, jakie mnie spotykają. Czasem są skromne, czasem całkiem epickie. Czasem wiążą się z dalekimi podróżami, czasem z takimi w głąb siebie.

Zaplanowane miejsce a zarazem deadline rozpoczęcia to “w Rzymie”. Myślałem, że odpalę blog niedługo po przybyciu do Wiecznego Miasta, a zasilaną nim weną będę chętnie wypełniał jego karty. Stało się inaczej – post powstaje pod koniec rzymskiej wyprawy. Winna przede wszystkim piękna pogoda, która kazała ograniczać kompa do minimum (bookingów siłą rzeczy na miniony weekend nie brałem, jednak od social mediów wolnego nie wziąłem). 

Przedwczoraj pogoda się zepsuła, ale był to 15.01. Ani piętnastki, ani szesnastki nie uważam za ładną liczbę, więc zaplanowałem ukończenie posta na dziś.

Teraz siedzę na lotnisku i czekam już na samolot. Aż sześć godzin do odlotu. Jakże to kontrastuje z podróżą w odwrotnym kierunku, która o mały włos się nie odbyła, a w biegu przez bramki towarzyszyła mi pracowniczka linii lotniczych. 

...ale o tym w kolejnym wpisie, niech ten cliffhanger zwieńczy post numer jeden.

Comments